***
Śmierć?
Zamknij drzwi
Niech... poczeka chwilę
Niech zdążę jeszcze
Stłuc lustro życia


Mój najlepszy wiersz
...

pamięci Marcela Duchampa


Wlazł kotek na płotek
Wlazł kotek na płotek
Nie zamrugał wcale
Z płotka spłynęła
Krew przelana w chwale
Wlazł kotek na płotek
Uciekał przed pieskiem...

JAKIM ZOWU "PIESKIEM"?
DO JASNEJ CHOLERY?!
NAZYWAM SIĘ RAMBO
MAM PAZURY CZTERY
Z KAŻDEGO PAZURA
KROPLA KRWI MI SPŁYWA
WYPŁYWA OLIWA! WYPŁYWA OLIWA!

-Jaka oliwa?
Zapytał się kotek
-Gdzież tu sprawiedliwość
Gdy azylem płotek?
Wszak każdy zwierzak
Ma prawo do wolności
Kotek ma mleczko
A piesek swe kości...

O JAKIEJ WOLNOŚCI
BREDZISZ MI TU KOCIE?
WŁADZA JEST MA TUTAJ
NAWET NA TYM PŁOCIE!
CO JA POSTANOWIĘ
NIECHAJ BĘDZIE ŚWIĘTE
TO CO SIĘ SPRZECIWI
NIECH BĘDZIE PRZEKLĘTE!

-I cóż na to począć?
Zamyślił się kotek...
Łepek przetrącony
Z boku krewka spływa
-Żadnej szansy nie mam
Nie straszna ma grzywa!...

A niech mnie rozszarpie!
Niech się uraduje!
Jego władza minie
Zwierz się zbuntuje!
Zarżną go haniebnie
Niczym chamskie prosię
A przede mną wieczność!
Żyć mam jeszcze osiem...


Parada równości (Parada samobójców)
Zbłądziłem w ulic
Nieznanym labiryncie
W szaro - szarym mieście
Pod brunatnością mgły czarnej

Z rogu Chamskiej i Okrutnej
Pod gradem kamiennym uciekałem
Przecinając Aleję Nienawiści
Upadłem rażony wyzwiskiem

Opluty na Placu Zbrodni
Draśnięty kulą pod Pomnikiem Głupoty
Stoję... stoję pod murem...
Strzelaj!

Teraz twa szansa
Zostaw ślad, wieczny podpis
Strzelaj!
Pokażę ci, kim jesteś
Zdejmę maskę
Przesłaniającą lustro
Tylko proszę... strzelaj

Chcę być Żydem i Murzynem
Czeczenem, Arabem
Chcę zostać gejem i prostytutką
Narkomanem, zgwałconą matką
Anarchistą...

Tym, kogo nienawidzisz
Komu plujesz w oczy
Chcę być strachem głupoty
Strachem twojej niemocy

Błagam cię
strzelaj
Pokażę ci kim jesteś

Człowieku


Zeb ulec
Na północ i południe
Na wschodzie: zakaz wstępu
Na zachodzie, jednak zmiany

Do przodu
Na boki
Lewa! Prawa!
Ruszamy!

Pełzamy, biegniemy
wśród kwiatów i kamieni
Uciekamy, czołgamy
przez tunele bram

Bez sensu i nadziei
Bez celu, przyczyny

Wracałem czarną nocą
Na drodze psia przeszkoda
Przeniknął moje serce
Bo cel pewien znalazłem

Bo każdy czasem
Pewien cel znajduje:
Wrócić...
Zjeść padlinę
I zmyć z siebie
zakurzoną skórę

Jeszcze pacierz znakiem krzyża
I do łóżka
By zmartwychwstać
By wyruszyć
By posprzątać

Naoliwić tą maszynę
Tak przewrotnie zwaną
"życiem"


Autotfur
Głuchoniemy śpiewak
przed pełną pustką sceny

Chromy maratończyk
na podium bez zwycięscy

Niewidomy strzelec
na bezgłowym centaurze

Praworęczny mańkut
bazgrzący tak wyraźnie

Paraliż życiowy
Życia paraliż
Spalić na początku
Końca inicjały


Baudelaire
Krew, pot, ślina
Prącie obarczone wzwodem
Obcy język i pochwa
Naznaczone księżycową kroplą

Nabrzmiałe sutki niczym faszyzm
Kobiece piękno gorsze od rasizmu
Łyżeczką wydłubuję wasze obrzydzenie
Podsmażam i pożeram

by móc was zrozumieć


***
Niezgoda na śmierć:
Niczym tupnięcie nóżką rozpieszczonego dziecka,
któremu mama nie kupi cukierka

coś jeszcze?


Jesienne Thule
Widziałem płaczące drzewa
W niemym krzyku ukrytym
między liści szumem

Widziałem drzewa lękliwe
Łamiące swe dzieci o niebo,
które spadło na ich głowy

I drzewa waleczne ujrzałem
Łaknące niebieskiego zbawienia
skrytego za grzeszną pierzyną

I jeszcze drzewa groźne
Hukiem wypędzające z bram
w objęcia polnych strzyg

I ujrzałem drzewa ścięte
Lasy trupów, cmentarne gaje

I zamknąłem oczy


Łazarz
Święte całuny porwane na wietrze
Rażące słońca w przymkniętych powiekach
Drobiny ciepła między biciem...
...serca?!

Podobno już cuchnie
I kamienny strażnik przywarty na wieki
Lecz wkrótce ujrzycie
Wstanę zaczerpnąć powietrza

No Pasaran!
W przerwach między płytami chodnika
W mysich norach i wśród szczurzych jam
W krecich kopcach i na śmietnikach
Ukrywa się wróg, skrywam się sam

W kukułczych gniazdach oraz w ulach os
W tchórzliwych kątach, w ogniskach lamp
W tym starym płaszczu też mieszka ktoś
Nie mów nic głośno, nie otwieraj warg!

Mała rewolta w wielką rozgorzeje
Pożogą ogarnie monstrualny świat
My, karli ludzie, wyjdziemy przed szereg
I tylko wykrzykną:"Wróg! Wróg już u bram"

Optymistyczny (o śmierci szeptem)
(umieranie śmierć niesie
rzęzi śmiercią sierp
na skrzypiącym wietrze
ściele trupem śmierć)

Dziś śmierć mi powiedziałeś
Śmierć za drzwiami, pod strzechą i u progu

Śmierć śmiertelnie, aż po
śmierć mnie mierzi

Dziś powiedziałaś mi śmierć
W rozdartej pościeli, w odłamkach szkła

(śmiechem śmierć świszcze
śmiercią śmierdzi rzeź
na szepczącym wichrze
ścieżką sunie śmierć)

Śmierć na wyprzedaży, trzy-dwadzieścia sztuka
Za stłuczoną witryną szmata
Porwana grabieży kłótnią
Śmierć na wyprzedaży!

Umarłem czekając na resztę...


Idiotes
Bankiet z gołębiem
Żebrząca Edith gorąco poleca
Okruchy ze stołu dnia powszedniego

ostatnie
zasuszone
bezcenne
na przystawkę

(wczoraj na łódzkim zajeździe
dziarskie biesiady PO-PiS-owych chłopców)

Czy ktokolwiek pomyślał
Czy ktokolwiek przybył
Czy kiedykolwiek wyjdzie?
nakarmić gołębie


Jesienność
Pogrzebane lato
Na życiodajnych cmentarzach
Jesienią umartwione kwiaty

Nawet proboszcz przejęty
Obok zeschłych liści
Porozrzucał gałęzie...


***
Tam, gdzie zaokrągla się ziemia
u wezgłowia rozwarte niebo
W tandetnych atłasach westchnienia
alabaster, czułość i lepkość

A u nas na zgniłym padole
w kącie warczącym telewizorem
Zdzieram z ciebie twą zmiętą koszulę
zdzieram gwałtownie i po prostu

pierdolę